Krzysztof Świątek: Ten zespół ma potencjał

Wieloletni kapitan Hutnika i legenda ekipy z Suchych Stawów dołączyła latem do drużyny Kalwarianki. W inauguracyjnym spotkaniu Krzysztof Świątek poprowadził swój nowy klub do efektownego zwycięstwa 4:0 w Białce Tatrzańskiej

Zaczynacie ten sezon z wysokiego C…

– Na pewno. Jesteśmy zadowoleni, bo wiadomo pierwszy mecz to jest zawsze pewna niewiadoma. Nasz zespół w zasadzie uległ całkowitej zmianie i jest dużo nowych zawodników. Mamy jednak skład głodny sukcesów, chcemy zmieniać mentalność w szatni i w każdym meczu grać o zwycięstwo, grając przy tym jak najlepiej w piłkę.

Wynik może wskazywać na łatwy mecz, ale tak chyba nie było. Natomiast byliście bezlitośni, jeśli chodzi o wykorzystanie błędów, zwłaszcza w drugiej połowie.

– Myślę, że tu wyszła jakość. Mecz był dosyć trudny, momentami wyrównany, a wracamy z trzema punktami, właśnie dzięki jakości. My też jesteśmy na początku drogi, budowania zespołu. Poznajemy się z chłopakami, bo niektórzy są tak naprawdę z nami dopiero od tygodnia, czy dwóch. Moim zdaniem jednak ten zespół ma duży potencjał.

W meczu z Watrą gol, asysta. Duży jest ten przeskok między drugą a czwartą ligą?

– Na pewno jest różnica w jakości muraw i otoczka meczów. Ja jestem profesjonalistą i gdziekolwiek będę grał, zawsze daje z siebie tyle, ile mogę. Dziś pomogłem zespołowi i jestem z tego zadowolony.

Pożegnanie z Hutnikiem na początku lipca, potem angaż w Kalwariance. Czy osoba trenera miała tutaj wpływ na wybór kierunku?

– Na pewno tak. Także widać, że na rozwoju zależy prezesowi klubu, chciał stworzyć tu ciekawy projekt i uważam, że na razie to się udaje. Musimy to teraz potwierdzić w kolejnych meczach. Jeden mecz – fajnie, że mamy trzy punkty, ale trzeba dalej pracować.

Wydaje się, że czas pracuje na waszą korzyść.

– Tak. Mamy dużo nowych. Młodych chłopaków. Dla niektórych była to nawet pierwsza styczność z czwartą ligą. Takie mecze będą budowały w nich pewność siebie. Chcemy tu budować mentalność zwycięzców i w pierwszym meczu to pokazaliśmy.

Fot. Obserwator Sportowy